Przy trochę niższej niż zwykle frekwencji ale w bardzo sympatycznej atmosferze sportowej, rodzinnej rywalizacji przebiegała kolejna edycja tenisowej Familiady. Spośród dziewięciu par startujących w tym posiadającym już wieloletnią historię Turnieju aż sześć stanowili debiutanci, którzy swą pełną entuzjazmu i radości z gry postawą na korcie udowodnili gotowość do kontynuacji tradycji budowanej przez swych starszych kolegów. Spośród „seniorów familijnych” licznie deklarujących swe przybycie na Turniej dotarły trzy pary……ale jakie!!! Andrzej „killer” Gniedziuk z Tomaszem, Wiesław i Boguś Sowa, Dominik i Łukasz Ruta – to nazwiska których naszym lokalnym sympatykom tenisa przedstawiać nie trzeba. Z tego grona tylko Andrzej z Tomkiem zasmakowali zwycięstwa w tym turnieju, wielokrotnie występowali też w finałach – pozostałe dwie pary przybyły z mocnym postanowieniem wpisania się na tę prestiżową listę. O zaciętości spotkań niech świadczy fakt, że dwa z trzech spotkań skończyły się super tie-breakami, a ich poziom był wysoki. Gniedziukowie po porażce Dominikiem i Łukaszem 6/10 w decydującej partii(świetny mecz Andrzeja) trochę „przysiedli” w meczu z Sowami, chociaż wynik 2/6 1/6 nie do końca oddaje to co działo się na korcie. W meczu decydującym o Familijnej Koronie pomiędzy Dominikiem i Łukaszem a Wiesiem i Bogusiem obserwowaliśmy wiele pięknych akcji z obydwu stron – jak słusznie zauważył obserwujący mecz Tomasz, taktyka gry „na Wiesia” już dawno przestała być opłacalna – Wiesław przeszedł deblową edukację u boku swojego syna, imponując refleksem i niekonwencjonalnymi, trudnymi do rozszyfrowania zagraniami stając się prawdziwym wsparciem dla prowadzącego grę Bogusia. I tylko dlatego, że tworzą zespół, dorzucili do bogatej kolekcji Tytułów ostatnie brakujące ogniwo – Tytuł Mistrzów Familiady!. Dominik i Łukasz chyba nigdy nie grali tak równo i dobrze jak tego dnia, mieli nawet meczbola……ale na kolejnego będą musieli poczekać jeszcze rok.
Wiele wigoru i radości wniosła w rozgrywki grupa debiutantów- brylował w tym Marcin Wałecki desygnujący do gry ….dwa zespoły – jeden z synem Bartkiem, drugi z jego bratem bliźniakiem Michałem. Napracował się co niemiara wprowadzając dwa deble do czwórki! Długo by pisać o regulaminowych zawiłościach stworzonych na potrzebę tej chwili, jako że fizyczną niemożliwością było rozegranie meczu o trzecie miejsce Marcina z Michałem i Marcina z Bartkiem jednocześnie. W tej sytuacji rodzinny tie break braci bliźniaków między sobą wyłonił uzupełnienie rodzinnego debla i to Bartek stanął obok taty w małym finale, a Michałowi pozostała rola kibica! Ta kuriozalna sytuacja przesunęła o jedno miejsce w górę debel Darka i Kacpra Parzyszków, którzy nie wypuścili już takiej szansy z rąk wygrywając z zespołem Wałeckich w decydującej partii 10/3 i zajmując ostatecznie trzecie miejsce. W Dużym Finale najrówniej grający debel Patryk i Olek Traczyk po bardzo emocjonującym meczu pokonał parę Grzegorz i Łukasz Jaworski i nie ponosząc porażki w całym turnieju zasłużenie zdobył Tytuł Mistrzowski. Z tego spotkania najbardziej utkwił mi w pamięci obraz, kiedy Grzegorz w pogoni za piłką……przekoziołkował parę razy,a ułamek sekundy później z uśmiechem na twarzy stał gotowy do gry – ale walczyli!!! Poczynania wszystkich zespołów obserwowałem z ogromną przyjemnością – wszystkim dziękuję i gratuluję zapraszając na kolejną edycję
Wojtek Baduchowski